czwartek, 26 stycznia 2012

Nie - szafiarsko.

Ok, zawzięłam się. Nie jutro, nie za chwilę, ale właśnie w tej sekundzie. Myślę sobie, że jak coś tu napiszę i się zobowiążę, to w końcu się zawezmę i uda mi się. Podobno to tak nie działa, ale mimo wszystko spróbuję.
A o co chodzi? O odchudzanie. Nie udawało mi się wiele razy, wracałam do starych nawyków, mimo że udawało mi się schudnąć kilka kilo. Wszystko wracało do normy, znowu waga szła w górę, a ja znowu czułam fałszywe pogodzenie z losem. Nie, z tym nie potrafię się pogodzić. 
I nie oszukujmy się, że mam zamiar odchudzać się, bo nagle zauważyłam, jak bardzo otyłość wpływa na moje zdrowie i chcę zmienić nawyki żywieniowe, żeby być zdrowszym. Bullshit! Chcę być ładniejsza, bo jednak szczuplejszy znaczy ładniejszy. Chcę mieć łatwiej w życiu i w sklepach. Przykro mi, ale taka właśnie jest prawda, taka rzeczywistość.
Bo w byciu grubym najczęściej nie przeszkadza samo bycie grubym, a właśnie społeczeństwo, podejście ludzi do "pasztetów, wielorybów", etc. To jednak boli, mimo że staram się z tego śmiać. No i rozmiarówka w sklepie. To coś, co przeszkadza mi milion razy bardziej, ale o tym pisałam już trochę tu.
I nie twierdzę, że bycie szczupłym rozwiąże moje problemy, bo są one z gatunku zupełnie innego niż otyłość. Po prostu chcę być chudsza. 
Trochę to nie - szafiarskie i gorzkie, ale trudno. 
No i proszę, trzymajcie kciuki.