poniedziałek, 9 grudnia 2013

Nowa odsłona.

Są takie dni, kiedy nic nie wychodzi. Kiedy zwykle świetny ciuch zupełnie nie leży, pryszcze są po stokroć bardziej widoczne, zwałki tłuszczu powodują odruch wymiotny, a włosy za nic nie chcą się układać (tak zwany "bad hair day"). I właśnie taki dzień dopadł mnie dzisiaj. Nie ma ku temu żadnego konkretnego powodu. Nic złego się nie dzieje, nie mam żadnych nowych problemów. Po prostu gorszy dzień i tyle.
Jedno w tym wszystkim nie jest takie złe - że postanowiłam odnowić znajomość z moim nieco zapomnianym blogiem. No cóż, ponad rok mnie tu nie było - przyznaję nie bez wstydu. I nie obiecuję gruszek na wierzbie. Ale przynajmniej się postaram.
A tymczasem dla poprawienia sobie humoru nowa odsłona mnie samej. Nie powiem - widać drugi, a może nawet i czający się trzeci podbródek, ale widać też nową fryzurę. Włosy w tej odsłonie są całkowicie i naturalnie moje. Nie zrobiłam sobie trwałej, po prostu pogodziłam się z naturą, z którą ponoć wygrać się nie da. Są odrosty, ale to dlatego, że wracam do swoich. Mam jasno wytyczony cel i będę się go trzymać. 

Tunika, choć widać tylko górę: second - hand.
Szal: no name
Oprawki okularów: Fielmann, choć już szkła wstawiać musiałam gdzie indziej, ale to temat na dłuższą historię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz