środa, 28 grudnia 2011

Biżuteria po raz drugi.

Moim drugim hobby (zaraz po paznokciach, które ostatnio strasznie zaniedbałam – jak wszystko) jest biżuteria. Kiedyś kupowałam ją niemal na kilogramy. Każda wizyta na mieście kończyła się w sklepie jubilerskim i kupnem przynajmniej jednego srebrnego pierścionka. Srebrnego, bo gustuję raczej w srebrze. Są dwa powody, dla których lubię biżuterię: 1) zawsze jest na mnie rozmiar!!! i 2) jestem sroką. Wszystko, co tylko choć trochę się błyszczy, przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Przy czym mało istotne jest, czy jest to srebro, złoto, tombak czy inny jakiś nikiel. Ma się błyszczeć i być w miarę duże.
W związku ze swoją miłością mam kupę biżuterii, której jednakowoż nie używam. Czasami nie mam natchnienia, czasami nie mam czasu, ale głównym powodem jest fakt, że po początkowym zachwycie i ciągłemu noszeniu kolejnego pierścionka czy też kompletu, czuję się nim znudzona. I na nic jest „odkrywanie na nowo” po kilku miesiącach, a czasami nawet latach. Doskonale pamiętam ten konkretny pierścionek czy też ten konkretny łańcuszek i już marzy mi się nowy.
Dlatego właśnie wybrałam się do jubilera w celu nabycia czegoś nowego. Ponieważ gust mi się w międzyczasie zmienił i stawiam na minimalizm (małe oczko jak najbardziej wbudowane w pierścionek), stwierdziłam, że będzie miło, szybko i tanio (jak to srebro). Jak szybko weszłam, tak szybko wyszłam. Ceny najpierw wmurowały mnie w podłoże, żeby w chwilę później dodać mi skrzydeł i wyekspediować mnie jak najdalej od sklepów jubilerskich. No cóż, skończyły się dobre czasy, gdy biżuteria grała w moich zakupach pierwsze skrzypce.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym tak po prostu z niej zrezygnowała. Mój sroczy charakter nie zmienił się bynajmniej, jedynie nieco ucierpiał. Dlatego też, gdy w czasie Jarmarku Jadwiżańskiego w Leśnicy zobaczyłam stoiska z biżuterią, pogalopowałam tam świńskim truchtem. I oto, co nabyłam, za śmieszne grosze zresztą. 


Nie znam się na kamieniach, ale ten mi się podoba.



Ta twarz mnie urzekła.



Do czerwonych dokupiłam żółte, fioletowe i zielone :)

Oczywiście nie są to zakupy godne prawdziwej sroki, bo nie błyszczą się, jak powinny i nie ma wśród nich pierścionka (moja wielka miłość), ale wystarczająco zaspokoiły one moją niedopieszczoną potrzebę zakupów biżuterii.
I tak na marginesie – nie wybieram się na giełdę minerałów, bo nie posiadam AŻ TAKICH finansów :)

2 komentarze: