sobota, 23 kwietnia 2011

Wypad do miasta.

Słońce w końcu ucieszyło nas swoją stałą obecnością i ubrania letnie wyjrzały z szafy. Problem polegał na tym, że po zrobieniu porządków w szafie jesienią z ubrań letnich, niewiele w jej czeluściach letniego zostało. Dlatego właśnie postanowiłam uzupełnić swoją garderobę i szarpnąć się na coś nowego.
Zaczęłam od sklepów, ale ceny zbily mnie z nóg. Jak zwykle podwyżka VAT okazała się świetnym pretekstem do bezkarnej podwyżki cen o nieco więcej niż ten jeden procent. Zszokowana nieco postanowiłam spróbować inaczej. Ponieważ na wizyty w ciucholandzie nie miałam akurat natchnienia, zdecydowałam się na poszperanie w sieci.
Allegro mnie nie zawiodło. Pod myszkę ustawiło wspaniałą tunikę w moim akurat rozmiarze, w niebieskim kolorze, w „ludowe” wzorki, które wyglądają tak:

Moja miłości! – wykrzyknęłam. I w tym miejscu postanowiłam zdać się na instynkt łowcy mojego szanownego Męża. On doskonale wie, co zrobić, żeby aukcję wygrać (bo niestety okazało się, że to aukcja, a nie kup teraz). Określiłam maksymalną cenę i po pozostawieniu dokładnych instrukcji, zostawiłam Męża na placu boju. Oczywiście, co było bardzo do przewidzenia, Mąż aukcję wygrał, a ja dostałam swój wymarzony nowy ciuch za małe pieniądze.
Chciałam tą tunikę, która okazała się być nieco jednak przydużą tuniko – sukienką (było zaznaczone w opisie, więc nie jestem zaskoczona), przyozdobić białymi legginsami, ale pan w sklepie zbywał mnie tak skutecznie (nadal to robi), że w końcu postawiłam na rajstopy. Ponadto, jak już zaznaczyłam, tunika okazała się nieco za duża i wymagała dodania do niej białej bluzki po spód, co by nie gorszyć narodu widokiem biustu mego. Do tego białe sandałki – rzymianki z zeszłego bodaj roku (a może sprzed dwóch lat…) i mamy całkiem znośny komplet.
I ostatni akt tej historii. Pojechałam do  miasta z synem i Marchewkową. Po drodze wstąpiliśmy do parku, w którym żadne z nas jeszcze nie było. Okazało się, że będzie to jeden z moich ulubionych parków, bo jest tam i miejsce dla dzieci, i piękne widoczki, i ławki, i świetny klimat, choć tak blisko ulicy (Ogród Staromiejski, na tyłach Teatru Lalek, jeśli ktoś zna Wrocław). Marchewkowa z wielkim poświęceniem i cierpliwością strzelała mi fotki, bo nie jestem zbytnio cierpliwą modelką, a i tak z całej masy zdjęć do publikacji nadaje się to jedno, jedyne.

Tuniko - sukienka: New Look, kupiona na allegro
Buty: Deichmann
Bluzka: Gatta.


7 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie wyszlas, a i sukienka w moich klimatach, strasznie mi sie takie podobaja :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Marchewkowa potwierdza, tuniko-sukienka jest piękna!
    A co do zdjęć, to cienki ze mnie fotograf ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. @Khem: Dziękuję! To również moje klimaty, więc natychmiast zdecydowałam się na zakup. Jest świetna, wygodna i gdyby nie była nieco za duża kochałabym ją miłością większą nawet niż teraz.
    @Marchewkowa: Ty już nie przesadzaj :) Za skromna nie jesteś?:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No, kochana, jakbym dobrym fotografem była, to byś się nie mogła zdecydować, które zdjęcie wybrać. O! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do dobrego zdjęcia trzeba dwojga. A jak modelka strzela glupie miny i nie chce pozować, bo uważa, że wygląda głupio to żadne zdjęcie nie wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz bardzo ładne łydki - nic tylko pokazywać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję bardzo. Moim problemem nie są łydki, ale kolana. Wyglądają, jakbym caly dzień na kolanach szorowała podłogi. No ale pozostaje mi się z tym pogodzić.

    OdpowiedzUsuń